sobota, 26 września 2009

spacer po parku w Wheatley

Wheatley (Chlitli - po H, l to nie l jak w slowie "latawiec" tylko l jak w slowach "bylo latwo zlapac lotra") jest mala miejscowoscia na granicy counties Essex i Chatham-Kent w obrebie tego ostatniego. Liczy okolo 1700 mieszkancow. Urocze miejsce z jedynym swietlnym skrzyzowaniem.
Udalem sie w tamte strony zrelaksowac sie w Wheatley Provincial Park.
http://www.ontarioparks.com/english/whea.html
Ponizej jedyne swietlne skrzyzowanie w miescie.
Na ulicach "ani zywego ducha". To typowy obrazek dla malych miejscowosci polozonych z dala od jakiegokolwiek centrum uwagi turystow tudziez innych przedstawicieli "mocnych wrazen". Za to przychylnosc i cieplo bijaca od kazdego napotkanego czlowieka urzeka swoja niepowtarzalnoscia. W zadnym innym miejscu (wielkim) czlowiek nie jest tak otwarty na drugiego czlowieka jak wlasnie w takich malych miejscowosciach.
Pojazd pozostawilem po drugiej stronie skrzyzowania z otwartymi oknami i nawet kluczykami w stacyjce. 100% pewnosci ze nikt nawet nie zatrzyma sie obok takiego pojazdu. Czy dlatego, ze nie ma nikogo na ulicy, czy tez z zupelnie innego powodu? Zero stresu. Zero frustracjii.
Po chwili wrocilem do pojazdu i dalej w droge. Moze ze trzysta metrow za "centrum" miasta znak kierujacy w strone parku.
Skrecilem z glownej drogi w prawo na skrzyzowaniu i juz po chwili przekraczalem granice parku.
Nagle minela mnie kawalkada rekreacyjnych pojazdow. Ja swoj pojazd zostawilem przed granica parku na poboczu. Spacer po parku rozpoczalem zanim przekroczylem jego granice (tak dla podniesienia poziomu dobrego cholesterolu).
I dobrze zrobilem. Niewatpliwie stracilbym taka okazje uwiecznic mego przyjaciela na zdjeciu. Przelecial tuz nad moja glowa i usiadl na kwiatkach (ponizej) tej rosliny.
Chwile potem spostrzeglem po prawej stronie drogi rosline, ktorej owoce w niczym przypominaly mi cokolwiek widzialem do tej pory. Na zdjeciu tego dobrze nie widac jednak to nie sa zielone kwiaty. Zdecydowanie to owoce z nasionami w srodku.
Idac dalej droga zaglebila sie w gestwinie zieleni. Wiekszosc roslin to okazy lisciaste, znaczy ze juz za kilka tygodni zacznie to wszystko zmieniac swoje barwy i w koncu liscie opadna tuz przed zima.
Jeszcze raz po prawej stronie drogi dostrzeglem pierwsze (wspomniane przed chwila) zmiany kolorow. Zdecydowanie jesien przybyla; ta naturalna bo kalendarzowa juz jest od kilku dni.
Juz w srodku gestwiny zachwycila mnie platanina odnog roslin. Wyglad niesamowity a w okolo cisza tylko cykady i pojedyncze glosy ptakow.
Park posiada pola namiotowe. Aby tam dotrzec trzeba skrecic w lewo z glownej drogi (asfaltowej) i znaki dalej pokieruja. Ja jednak poszedlem dalej.
I tuz za zakretem wylonil sie budynek administracji parku a przed nim kolejka mijajacej mnie przed chwila kawalkady rekreacyjnych pojazdow. Jak sie pozniej okazalo nie przyjechali oni aby relaksowac sie jak ja tyle tylko aby skorzystac z serwisu obslugi kamperow. Przyznam sie, ze mialem ochote porozmawiac z tymi ludzmi. Coz, byli zajeci a ja spragniony spaceru relaksujacego.
W nastepnej chwili zostalem "wynagrodzony" tym oto (ponizej) "bliskim spotkaniem trzeciego stopnia". Aby zrobic to zdjecie rozciagnalem sie jak dlugi na srodku drogi asfaltowej. Zyjatko dzielnie pozowalo do zdjecia. Dziekuje ze jestes zielona kreaturo (w pozytywnym tego slowa znaczeniu - od skreowania, stworzenia).
Po obu stronach drogi tysiace jesiennych kwiatow umilaly mi spacer. Ale i wiatr nasilal sie coraz wiekszy. Po lewej stronie coraz wiekszy szum jeziora dawal o sobie znac.
Jeszcze jedno zdjecie kolorow jesieni jakze jeszcze w "powijakach".
Nagle wylonily sie pierwsze zabudowania piknikowe. Jak sie potem okazalo w parku bylem jedyna osoba spacerujaca. Doslownie nikogo. Jak juz pisalem myslalem ze ci "kamperowcy" przyjada za mna w glab parku. Pomylilem sie jednak. Bylem sam w parku. Mialem wrazenie, ze park istnieje wylacznie dla mojej przyjemnosci.
Szum jeziora nie dawal mi spokoju. Swoje kroki skierowalem w strone wody. Za kazdym krokiem sila wiatru nasilala. Jakie bylo moje zdumienie pomieszane z respektem dla sil przyrody kiedy ujrzalem taki (ponizej) obrazek. Przewalajace sie fale jeziora na moich oczach zabieraly polacie ladu. To iglaste drzewo zpewnoscia jeszcze kilka dni temu spokojnie roslo sobie na skarpie. Dzisiaj zwalone pochylalo sie w strone szalejacej wody jakgdyby oddajac jej swoja czesc zycia.
Przez moment pomyslalem o kataklizmach powodziowych. Ogarnela mnie nieopisana wprost wdziecznosc ze moge sucha noga stapac po ziemi. Przede mna rozposcieral sie polnocny brzeg jeziora Erie.
Zamyslony poszedlem dalej.
Kilkaset metrow dalej zszedlem ponownie ku wodzie aby podziwiac zmieniajacy sie krajobraz brzegu doslownie "na moich oczach".
Po chwili przerwy idac dalej natrafilem na ciekawy element parku po prawej stronie drogi; mostek ktory prowadzil na druga strone nad obszernym rozlewiskiem wody. Rozszalale jezioro (w tym czasie) znajduje sie po lewej stronie drogi (to tak dla orientacji).
I kolejne zabudowania piknikowe parku z miejscem zabaw dla dzieci.
Nieopodal tego miejsca "kulturalne miejsce posiedzen"; bardzo czysto bez chocby jednej muchy typowej dla takich miejsc.
Maszerujac dalej zaczalem domyslac sie, ze zblizam sie do konca parku. Teren zaczal sie zwezac. Gdzies tam miedzy drzewami widoczne byly jakies zabudowania czy cos takiego.
Nie mylilem sie. Jeszcze kilkanascie krokow i wyszedlem na odkryty teren. Ponizej widoczne na zdjeciu jest "przejscie" sucha noga na druga strone. Przeszedlem wiec. Odwrocielem sie i pstryknalem to zdjecie.
Za moimi plecami rozciagal sie prywatny teren pola kampingowego juz poza granicami parku. Zawrocilem wiec. Potrzebuje w tym miejscu stwierdzic ze park nie jest rozlegly jednak posiada swoje niewatpliwe piekno. Idac w strone wyjscia/wejscia do parku upajalem sie swiezym powietrzem oraz cisza zmacona tylko szumem wody i spiewem ptakow.
Idac dalej nagle natrafilem na bardzo interesujacy szczegol. Sciezka odchodzaca od asfaltu dokladnie zakrytego roslinnoscia. Sciezka prowadzila do nikad urywajac sie nagle na skraju urwiska. To dzialanie szalejacych fal jeziora Erie.
Nawet asfalt w tym miejscu rozmywany jest przez strumienie wody tworzone podczas ogromu sezonowych deszczy (taki wnisek wyciagnalem). Ale co to za zapomniana droga? Z pewnoscia kiedys nia byla. Juz po chwili rozwialy sie wszelkie watpliwosci. To byla faktycznie droga prowadzaca przez park tyle tylko ze zostala "porwana" przez jezioro - przestala po prostu istniec. Wybudowana zostala zatem nowa droga zdala od brzegu jeziora.
A oto i skrzyzowanie tych drog; starej juz nie istniejacej na jej koncu (na wprost) i nowej skrecajacej w prawo.
Ponownie mile spotkanie z fruwajacym stworzeniem.
Po chwili drogowskazy skierowaly mnie do wyjscia z parku.
To byl wspanialy relaksujacy spacer po prowincjonalnym parku w Wheatley. Tuz za jego granicami pstryknalem jeszcze jedno zdjecie lodzi stojacej w jakiejs szopie czy opuszczonej stodole, czekajacej na swoja renowacje tak jakby wolajacej o pomoc, o zlitowanie sie.
(-)

2 komentarze:

  1. Fajne zdjęcia. Mogę sobie wyobrazić, że podczas robienia zdjęcia temu świerszczowi, wyglądałeś podobnie na tej szosie. Jak zwykle dziękuję za spacer. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pewnoscia gdybys sie tam napatoczyl pstryknalbys mi zdjecie rozciagnietego na srodku drogi ... wiem, wiem ... najlepiej z pol ukrycia :) Rowniez pozdrawiam. Jak zwykle prosze bardzo.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...